ASR2015

Jedną notkę muszę poświęcić na taka impreze :D
Wyruszyliśmy na Camping !!
Po nocy spędzonej na krawężniku ruszyliśmy w 140 osób do Kalamitsi na Camping. Trzy rozpędzone autobusy gnały przed siebie by dowieźć nas jak najszybciej na plażę. Po drodze zgarnęliśmy Pauline i Olge, którym do mety brakowało 53km. Każdy zmęczony w autobusie marzył tylko o tym by tam dotrzeć, rozbić namiot i iść się umyć. Po trzech spędzonych nocach gdzie popadnie udało się dotrzeć. Czym prędzej każdy zabrał swoje rzeczy i ruszył w dół by zarejestrować się i zakończyć wyścig. Udało mi się zająć 113 miejsce na 500 więc nie ma tragedii, ale dla mnie wyścig skończył się w Salonikach do których dotarłem w 58.5 godziny.


Znalazłem miejsce na namiot, spakowałem wszystko do środka i pobiegłem pod prysznic by w końcu się odświeżyć. Po orzeźwieniu poszedłem na plaże i basen zobaczyć jak wszystko wygląda. Po podziwianiu widoków poszedłem robić to co mi wychodzi. PIĆ!!! 4 piwa na plaży, podwójny lejek na basenie i jestem w domu.


Malutkie greckie Amstele są dobre, ale nie kopią zbytnio :( poszliśmy na plaże na potańczyć Salse, Rumbe, Poloneza i Taniec Belgijski, którego demonstrowałem 200 osobom na środku plaży. W głowie tylko myśli żeby się nie pomylić i żeby się nie śmiali. Jednak szybko mi przeszło i w głowie pojawiła się myśl, że to tylko zabawa :P

Zebraliśmy grubkę 14 osób, zaczęliśmy pić urodzinową wódkę, później jakąś bułgarską albo Macedońską, sam nie wiem. Popity nie było więc popijaliśmy winem... nie chcecie wiedzieć jak to wyglądało i smakowało. Noo, ale studenci są pomysłowi. Po konsumpcjii zagraliśmy we flanki, wybrano mnie do drużyny jako ostatniego.. Smutne to było. Jednak po 1 rundzie przekonali się, że jestem całkiem całkiem. Skończyłem jako pierwszy, bo Grupa Melanż ciężko trenuje ten sport :D poszedłem do namiotu lekko już wstawiony i chuj. Podrzucając sobie telefon coś mi nie wyszło i spadł :/

Wstałem rano ze smutkiem na ustach. Poszedłem bez obawy zostawić telefon do ładowania bo wiedziałem, że nikt nie zajebie. Zjadłem śniadanie i zacząłem szukać zegarka, którego też nie było. Apogeum wkurwienia sięgneło zenitu gdy ktoś zajebał mi okulary z głowy gdy skakałem do basenu i ni chu chu nie wiem kto... Teraz tylko żyje nadzieją, że przy pakowaniu znajdę ten zasrany zegarek..
Poszedłem na plaże pograć w siatke. Zgłosił się do nas Człowiek Impreza i zorganizował turniej. Drużyna 'Słonecznik' (chujowa nazwa, nie ja wymyślałem) zajęła 1 miejsce. Wow wow wow, euforiaaa. Dostałem koszulkę ASR rozmiar S (już oddałem) pendriva i jakieś śmieci :D pòźniej wielkie grillowanie. 1000 osób stoi po 1 kiełbase i kromke chleba hahaha

po szybkiej szamie poszliśmy z Karo, Zami i Mehow'em na pobliskie szczyty zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia i poglądać widoki, które ponoć są zajebiste. Potiwerdzam są zarąbiste na maksa.

O 21 miał się odbyć koncert Ras Luta. A o 24 impreza z DJ. Wszystko jak zawsze uległo opóznieniu.
W czwartek odbył się Wielki Finał. Pogoda już nie była tak fascynująca jak wcześniej. Pochmurno, bez słońca, ale do 11 może się zmieni. No i się zmieniła. Słoneczko świeci więc można iść na basen, bo woda w morzu zbyt zimna. O 15 rozdawali proszki na festiwal kolorów, o 17 zaczęła się 3 minutowa zabawa. Wszystkie proszki w góre, a ja standadrdowo nie zdąrzyłem zamknąć buzi i naleciało mi do gardła :(

Poszedłem szybko się umyć, przeprać ciuchy i zacząłem przygotowywać się do Wielkiego Finału. Razem z chłopakami wypiłem wino, whisky z wodą (ochyda na maksa), a potem poszedłem do koleżanek obok skonsumować swoje 1.5litrowe wino. Posiedzieliśmy chwilę i ruszyliśmy w stronę plaży.

Lekko już wcięci czekaliśmy na koncert wieczoru, który w końcu się zaczął. Na scenie pojawili się Bracia Figo Fagot. Pod sceną istne pogo. Każdy drze się w niebogłosy, a ja razem z dziewczynami czujemy jak powoli alkohol zaczyna kopać bardziej. Koncert przeminął tak szybko, że połowy nie pamiętam. Czułem się jak gówniarz, który najebany wracając do domu klikał na windzie przycisk 8 piętro i w 3 sekundy się tam znajdował. Zaburzona czasoprzestrzeń. Po północy wróciliśmy do namiotów. Ja w swoim zacząłem się dusić i wyszedłem na zewnątrz. Niestety zasnąłem. Obudziłem się po 4 cały skostniały dziwiąc się, że w namiocie tak zimno. Moje zdziwienie było przepiękne widząc siebie w śpiworze przed namiotem. Prawie jak na Woodstock'u gdzie kiedyś obudziłem się rano pod namiotem z kluczami od domu w ręku.
Na drugi dzień kac był ogromny. Obiad nie miał smaku. Picie kończyło się po 3 sekundach a śłońce napierdzielało masakrycznie. Posiedziałem na plaży, popływałem w basenie i poszedłem wieczorem z dziewczynami na rowerek wodny oglądając zachód słońca

W sobotę cały Camping praktycznie ewakuował się już do Polski, a ja zostałem z garstką ludzi, z którymi graliśmy w Makao. W niedziele z Asią i Klaudią poszliśmy na ostatni obiad i plażing, odprowadziłem na przystanek i teraz już zostałem sam, ponieważ muszę tu siedzieć do 6 maja. A potem ruszyć dalej w Europę, po drodze odbierając swoja autostopową kompankę.
Póki co koniec imprezowania. Teraz będzie podróżowanie i zwiedzanie ;)

Komentarze

Popularne posty