La Vida Loca

Podróż na Serbię okazała się doskonałym rozwiązaniem. Razem z naszym kierowcą Tira Panem Tomkiem ruszyliśmy na Węgry. Pogoda dopisywała jak zawsze. 25 stopniowe temperatury nie robiły już na mnie jakiegoś większego wrażenia. Jechaliśmy przed siebie rozmawiając o wszystkim i o niczym. Dojechaliśmy po pewnym czasie do granicy Serbsko-Węgierskiej gdzie jak się okazało będziemy musieli chwilkę postać gdyż na granicy jest jeden celnik, a reszta śpi. Także 2.5h stania na granicy urozmaiciło mi oglądanie filmów na laptopie Tomka. Gdy w końcu udało nam się przejechać granicę rozpoczęła się burzaaa, której tak dawno nie wiedziałem.  Jakbyśmy przekroczyli jakąś barierę pogodową wraz z przejazdem szlabanu. W ogromnej wichurze, trzaskającymi piorunami i prędkości 60km/h udało nam się dotrzeć na miejscowe postojowe gdzie mieliśmy spędzić noc. Był to jakiś zajazd, na który mówili 'Gulasz' w miejscowości Bugacpusztaháza (zajebista nazwa nie? hahahaha). Tam poszliśmy się umyć i zjeść kolację, a następnie rozbiliśmy namiot... na pace Tira :D

Udało mi się jako tako wyspać, niestety rano było wszystko tak uwalone od podłogi, że nie szło doczyścić. O 10 ruszyliśmy z zajazdu do Budapesztu. Kilka kilometrów przed miastem musieliśmy wysiąść gdyż nasz kierowca jechał pierścieniem Budy do Polski, a my kierowaliśmy się z Pauliną do miasta. Tam sam z siebie zatrzymał się pracownik telewizji, który podrzucił nas kilka minut piechotą od stacji metra. Pojechaliśmy na dworzec, zostawiliśmy bagaże, poszliśmy do Maka, a następnie na wycieczkę po Budapeszcie. Miasto jest fantastyczne. Nawet gdy się nie zwiedza to człowiek się nie nudzi, bo malownicze alejki też mają swoje atuty.
Późnym wieczorem udaliśmy się po nasze plecaki i pojechaliśmy pociągiem na lotnisko. Jak się okazało musieliśmy jeszcze przejechać kilka kilometrów autobusem by dotrzeć na miejsce. Tam szukaliśmy miejsca do spania, które rzekomo gdzieś się znajdowało, ale nie bardzo mieliśmy pojęcie gdzie. Rozłożyliśmy więc śpiwory na balkonie i poszliśmy spać. Na drugi dzień rano ujrzałem piękną Młodą Damę, która pracowała w jednej z linii lotniczych. Takie deja vu z poprzedniego roku. Też blondynka, też śliczna. Też poza moim zasięgiem :( O 11 rozstałem się z Pauliną gdyż miała samolot do siebie do Danii, a ja wróciłem do miasta. Powłóczyłem się trochę i poszedłem wieczorem na dworzec autobusowy spać. Na drugi dzień rano jechałem do Krakowa, posiedziałem kilka godzin pod Wawelem na wałach, a potem ruszyłem do Zakopanego. Zameldowałem się tam o 22:50. Od razu poszedłem spać, na drugi dzień pogoda była do kitu, wyjście w góry było nie możliwe więc posiedziałem na mieście i pochodziłem po Krupówkach. Nazajutrz były już wyśmienite warunki. Zjadłem czym prędzej śniadanie i pognałem w góry. 
Wejście na Kasprowy zajęło mi 1h i 35minut. Na trasie nie spotkałem nikogo. Śniegu było od zarąbania, a ja w swoich adidaskach co najmniej komicznie. Uzupełniłem szybko cukry i zchodziłem na dół miejscami urządzając sobie snowboard bez deski. Wieczorem ruszyłem znów do Krakowa a stamtąd już do domciu. O godzinie 8:10 zameldowałem się we Wrocławiu. Po 25 dniach wreszcie wróciłem. Przejechałem 5000km. Zwiedziłem 11 krajów. Spędziłem 2 tygodnie w nudnej Grecji. Złapałem 43 samochody na stopa. W tym Telewizje, Komendanta Policji, Taksówkę, Autobus. Wydałem dość sporo kasy, bo nigdzie nie oszczędzałem. Jadałem w restauracjach, co chwila kupowałem na stacji coś. Do końca sierpnia na żadne podróże stopem nie jadę, ale później planuję Portugalię i Francję. Także może do usłyszenia. 
Ahaaa.. za kilka dni Aftermovie :D

Komentarze

Popularne posty